"Jeżeli sądziliście, że niewinna zabawa w wybór olsztynianina roku może ujść czujnemu oku strażników postępu, to trzeba było uważnie przeczytać popieraną przez Was Europejską Kartę Równości Kobiet i Mężczyzn. Teraz Pani Falej jedynie apeluje, krytykuje i bojkotuje. Po uchwaleniu przez Radę Miejską Karty po prostu wymagałaby i egzekwowała stosowanie lokalnego prawa."- pisze Bogdan Bachmura.
Monika Falej, pełnomocnik prezydenta d.s. równości kobiet i mężczyzn, zrugała redakcję Gazety Wyborczej. Na forum Gazety wyraziła zdziwienie i zaskoczenie brakiem kobiet wśród nominowanych do tytułu olsztynianina roku i zapowiedziała bojkot akcji. Po przeczytaniu tego wpisu przypomniał mi się tytuł książki Richarda M. Weavera „Idee mają konsekwencje”.
Dziennikarze GW właśnie się przekonali, że głupie idee niosą nie tylko złe, ale niekiedy zabawne konsekwencje. Bo przecież właśnie zaangażowanie Gazety w poparcie idei parytetów i polityki równościowej upoważniło Panią pełnomocnik do takiej, zrozumiałej z jej punktu widzenia, reakcji. Dla niej prostą konsekwencją tego poparcia było oczekiwanie, że mechaniczne kryterium płci weźmie górę nad rzeczywistymi dokonaniami osób nominowanych. Tutaj zresztą z Panią Falej się zgadzam: wobec rewolucji kulturowej jaka ogarnęła cywilizację zachodnią nie można pozostać obojętnym. To front na którym rozgrywa się bitwa o przyszłość i kształt naszej cywilizacji. Dziennikarze zaangażowani w kulturową zmianę świadomości Polaków powinni wiedzieć, że idee za którymi się publicznie opowiadają to nie papierowa zabawa w rewolucję. Jeżeli sądziliście, że niewinna zabawa w wybór olsztynianina roku może ujść czujnemu oku strażników postępu, to trzeba było uważnie przeczytać popieraną przez Was Europejską Kartę Równości Kobiet i Mężczyzn. To dokument totalny, poddający procesowi inżynierii społecznej wszystkich i wszędzie. Teraz Pani pełnomocnik jedynie apeluje, krytykuje i bojkotuje. Po uchwaleniu przez Radę Miejską Karty po prostu wymagałaby i egzekwowała stosowanie lokalnego prawa.
Mam nadzieję, że choć jedna osoba wśród dziennikarzy GW potraktuje reakcję Moniki Falej jak znak i szansę przemyślenia na nowo wizji świata w którym płeć osób nagradzanych jest przedmiotem zainteresowania politruków Nowego Wspaniałego Świata. Ta szansa nie będzie trwała wiecznie. Jedynie do momentu, kiedy, jak mawiał towarzysz Lenin, świadomość klasowa (czytaj: płciowa) zacznie nadążać za rewolucyjnym duchem przemian. Do chwili kiedy pełnomocnik d.s. równości stanie się częścią podświadomości i wyzwoli pożądany odruch Pawłowa.
Gdyby idea parytetów miała ograniczać się do list wyborczych, nie miałaby, poza torowaniem karier garstki aktywistek, większego sensu. Rzeczywisty cel polityki równościowej został wyznaczony już dawno przez Fryderyka Engelsa. Ten rewolucyjny ideolog i współautor „Manifestu komunistycznego” uważał, że „Pierwszym warunkiem wyzwolenia kobiet jest ich zaangażowanie w życie publiczne, a to w efekcie doprowadzi do zaniku monogamicznej rodziny jako podstawowej komórki społecznej”. Dzisiaj obecność kobiet na wszystkich możliwych listach w roli przodowniczek nowego, demokratycznego czynu, ma być przykładem i drogą dla pozostałych, nieświadomych jeszcze i tkwiących w rodzinnych okowach męskiego szowinizmu niewolnic. Karol Marks, najbliższy kolega Engelsa, stawiał sprawę jeszcze jaśniej. Jego zdaniem „Na to, by w jakimś kraju wprowadzić socjalizm wystarczy wprowadzić w nim demokrację”. Dzisiaj ewolucję od demokratycznej równości wobec prawa do socjalistycznej, ręcznie sterowanej, urawniłowki widać jak na dłoni. Trzeba tylko pilnować, aby chwilowy brak rewolucyjnej czujności wśród dziennikarzy GW nie przeszedł w trwałe, ideologiczne odchylenie.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość