Od lat z narastającym niepokojem śledzę polską politykę zagraniczną. Cechuje ją zauważalna prawidłowość – każdy kolejny szef resortu Spraw Zagranicznych jest gorszy od poprzedniego. Stosunki ze Wschodem udało się doprowadzić do takiego stanu, że dalej to już tylko wojna. Jeszcze podejście do Rosji – choć nieodpowiedzialne – jest psychologicznie wytłumaczalne. W końcu Rosja i Związek Radziecki, zwłaszcza pomiędzy latami 1917–1956, ale nie tylko, dały nam aż nadto powodów do daleko posuniętej ostrożności i, co tu kryć, strachu o własne bezpieczeństwo. Jednak to co Polska dyplomacja wyprawiała w stosunku do Białorusi musi budzić obawy o zdrowie psychiczne naszych dyplomatów. Odnosiłem nawet wrażenie, że nasi politycy tak bardzo czekali na rosyjską agresję na Białoruś i ponowne wcielenie jej do Rosji, że im się z nerwów w głowach pomieszało. Nie mogąc znieść tego czekania zdecydowali się sprawę zakończyć i wepchnąć Białoruś w łapy Rosji. Tyle, że wredna Rosja znowu nie dostosowała się do polskich oczekiwań.
Białoruś jest w bardzo trudnej sytuacji. Rosja może zlikwidować to państwo jednym ruchem i świat zrobi dokładnie to samo co zrobił po włączeniu Krymu. Czyli nic. Politycy podziamgolą trochę i jedynym krajem, który coś by na tym stracił jest Polska. Konkretnie stracimy szansę na sprzedaż reszty naszych jabłek, bo dzisiaj Aleksander Łukaszenka pogrywa sobie z Rosją i embargiem jak tylko się da. Białoruś sprzedała Rosji pięć razy więcej jabłek i grzybów niż zebrała. Jak myślicie skąd się wzięła reszta? W dodatku dotychczasowa „polityka” polska polegała na wspieraniu opozycji demokratycznej, bo demokrację trzeba wspierać. Tak każe nasz obecny Wielki Brat. Poprzedni kazał wspierać socjalizm, a obecny demokrację. No to wspieraliśmy i wspieramy. Kiepsko było już wtedy, gdy postawiliśmy na Andżelikę Borys i antyrządowy Związek Polaków na Białorusi. Łukaszenka szkody nie poniósł, ale sytuacja Polaków na Białorusi pogorszyła się, bo władze uznały ich za obcą agenturę, czemu i trudno się dziwić. Telewizja Biełsat sieje polską propagandę, która jakoś nie wpłynęła na upadek Łukaszenki, ale utwierdziła baćkę, że na współpracę z Polską nie ma co liczyć. Popieranie tzw. demokratycznej opozycji doszło do obłędu, bo jak nazwać fakt, że od 2008 r. z Biełsatem współpracuje niejaki Franciszek Wiaczorka. Odpowiada on za promocję na Białorusi. Pan Wiaczorka ma ciekawy stosunek do Polski. Na stronie eurobelarus. info ukazał się wywiad w którym powiedział: Nie mam żadnej wątpliwości w tym, że część odwiecznie białoruskich terenów okazała się dołączona do Polski niezgodnie z prawem, przez historyczny błąd. […] Chodzi o to, że w wyniku realizacji paktu Mołotow-Ribbentrop, podpisanego między Rosją a Niemcami, zachodnio-białoruskie tereny, włączając Białystok w 1939 r., słusznie zostały zwrócone Białorusi i mówić o polskich prawach do nich nie można, ponieważ w tamtej chwili takie państwo jak Polska w ogóle nie istniało na mapie Europy. Dopiero po zakończeniu II Wojny Światowej, z powodu błędnej decyzji sowieckiego dyktatora Stalina, Polacy odzyskali państwowość. Za co powinni mu dziękować – napisano w publikacji określonej jako wywiad z młodym politykiem. Pan Wiaczorka pozwolił sobie na przedstawienie swojej wizji Białorusi w formie graficznej. To, że chce Polskę pozbawić Białostocczyzny i warmińsko-mazurskiego to jeszcze mały pikuś. Rosji zamierza wydrzeć dużo więcej. Zresztą – co ja będę gadał – obejrzyjcie sobie mapkę.
Kolejnym „fachowcem” za polskie pieniądze lansowanym przez Biełsat jest Aleksandr Kraucewicz, przedstawiający białoruskich Polaków jako spolonizowanych Białorusinów i oskarżający AK o mordowanie białoruskiej ludności cywilnej. Podobną rolę w Biełsacie pełni Aleś Kirkiewicz, wiceprzewodniczący organizacji Młody Front, który zrównał AK z UPA. Tenże Młody Front na swojej stronie internetowej ogłosił, że Armia Krajowa unikała walki z Niemcami i zajmowała się głównie mordowaniem białoruskich nauczycieli i dziewczyn. Dopiero to zmusiło władze polskie do reakcji i w kwietniu 2014 r, odmówiono wydania w trybie specjalnym wiz działaczom Młodego Frontu. Ruch ten wywołał oburzenie dyrektorki Biełsatu Agnieszki Romaszewskiej-Guzy, która broniła białoruskich nacjonalistów.
Do tej pory polska mniejszość na Białorusi była traktowana przez władze polskie jak piąta kolumna przeciwko Łukaszence. Mówiąc brutalnie uznano, że należy ich poświęcić, żeby tylko zaszkodzić reżimowi.
I po takich wyczynach w postaci popierania każdego byle nie lubił Łukaszenki pojawił się promyczek nadziei na zmiany. Ktoś chyba zauważył wreszcie, że dziś Łukaszenko jeżeli jest zagrożony, to nie przez prozachodnią opozycję, ale przez siły zdecydowanie prokremlowskie. Paradoksalnie zatem, Łukaszenko stał się gwarantem państwowości białoruskiej. Rachunek jest zatem prosty - lepiej chuchać na Łukaszenkę, bo może być jeszcze gorzej. Zwłaszcza, że po zantagonizowaniu wszystkich sąsiadów jedynym (do tego niepewnym bo dogadującym się z Rosją) sojusznikiem Polski jest Viktor Orbán z jego węgierską „potęgą”.
Pojawiły się wreszcie kontakty z Białorusią. Trochę mnie zaskoczył marszałek Senatu Stanisław Karczewski gdy oświadczył po spotkaniu, że Łukaszenka to taki ciepły człowiek. Wprawdzie jestem „fanem” Łukaszenki za powodu zręczności z jaką lawiruje pomiędzy Moskwą a Zachodem, ale aż takiego wrażenia na mnie nie robi. Łukaszenka to sprytny polityk, zawsze będzie się kierował wyłącznie pragmatyzmem i nie należy sobie robić wielkich nadziei na jego „oswojenie”, oderwanie od Moskwy i wciągnięcie w struktury Zachodu. Jak będzie mógł uzyskać więcej od Kremla, zapomni bez problemu o ocieplaniu stosunków z Polską. Jest racjonalny aż do bólu czego nam akurat brakuje.
Jednak pojawiły się i inne dobre ruchy. MSZ wstrzymał finansowanie Biełsatu. Mówi się o wchłonięciu Biełsatu przez TV Polonia. To dobry ruch. Zamiast telewizji propagandowej gadającej po białorusku do mówiących po rosyjsku Białorusinów lepiej zrobić dobrą telewizję informacyjną dla Polaków nadającą po polsku. Zwłaszcza, że Łukaszenka oświadczył, że polską telewizję dla Polaków wpuści do telewizji kablowej, co w przypadku Biełsatu nie wchodzi w rachubę. Naprawdę nie musimy tłumaczyć Białorusinom jaki jest białoruski rząd. Śmiem twierdzić, że oni wiedzą to lepiej od nas. Natomiast w naszym interesie powinniśmy ułatwiać codzienny kontakt białoruskich Polaków z Polską.
Uważam, że nie powinniśmy ingerować w wewnętrzne sprawy Białorusi. Nie jesteśmy w stanie nic wskórać. Ingerować w sprawy sąsiada można i czasem należy, ale tylko wtedy gdy nasza ingerencja może realnie zmienić sytuację na naszą korzyść. Tu nie widzę takiej możliwości.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że na Białorusi pamięć o wielowiekowych związkach z Polską jest żywa i dobrze wspominana. Białorusini nie mają takich kompleksów jak Litwini czy Ukraińcy. Zachowali świadomość tego, że Wielkie Księstwo Litewskie swoją wielkość i znaczenie czerpało z ziem białoruskich, a nie z litewskiego spłachetka ziemi. Można znaleźć strony internetowe gdzie żywe są dyskusje na temat wspólnego państwa z Polską jako czasów potęgi i wielkości. W czasie Igrzysk Olimpijskich na łamach „Naszej Nivy” odbyła się dyskusja podczas której wyrażono żal, że Polska i Białoruś nie są jednym państwem, bo wówczas – jako Rzeczpospolita – byłaby na pierwszym miejscu klasyfikacji medalowej.
Ciekawe jest podejście prezydenta Łukaszenki do Polaków. W wywiadzie telewizyjnym sam słyszałem jak powiedział, że na Białorusi nie ma polskiej mniejszości. Są liczni Polacy, ale to nie mniejszość lecz gospodarze, bo mieszkają od wieków i są u siebie podobnie jak Białorusini.
Jak widać ciągle jeszcze są warunki do radykalnej poprawy stosunków polsko-białoruskich. Jeśli tak się stanie to obie strony dobrze na tym wyjdą. Warunkiem jest jednak zrozumienie przez naszą dyplomację, że nie ma mowy o żadnym „oswajaniu” Łukaszenki, bo nie da się z niego zrobić naszego człowieka, a Białoruś nie będzie wrogiem Rosji na nasze życzenie. Dzięki partnerskiemu traktowaniu Białorusi wiele możemy zyskać, a przez nieudolne próby napuszczania Białorusi na Rosję możemy co najwyżej pogrzebać szansę na porozumienie i zaszkodzić interesom Polaków na Białorusi.
Ostatnie, cieplejsze podejście do rządu prezydenta Łukaszenki zdaje się świadczyć o tym, że przychodzi otrzeźwienie. Być może dlatego, że na przykładzie Litwy i Ukrainy widać czym się kończy popieranie każdego nacjonalisty, byle tylko deklarował wrogość w stosunku do Rosji.
Na koniec wyjaśniam, że nikogo nie nawołuję żeby nagle uznał prezydenta Łukaszenkę za przyjaciela Polaków. Taki sam z niego przyjaciel jak z Władimira Putina czy Donalda Trumpa. Podobny stosunek mam do białoruskich służb specjalnych. Nie różnią się od KGB czy CIA. Ani ci ludzie, ani te służby nie pracują w naszym interesie tylko we własnym. Jeśli będziemy o tym pamiętać, to możemy znaleźć jakąś płaszczyznę porozumienia. Z Białorusią na pewno łatwiej niż z Rosją czy USA. Wynika to z prostego porównania potencjałów.
Adam Kowalczyk
Publicysta, felietonista, w latach dziewięćdziesiątych wydawca tygodnika „Gazeta Warmińska”, członek Stowarzyszenia „Święta Warmia”
Skomentuj
Komentuj jako gość