Dr Waldemar Brenda w swoim artykule „Polska 1944/1945: wyzwolenie czy nowa okupacja?” zamieścił cały akapit odnoszący się do sowietyzacji armii. Jest to wprawdzie zgodne z obowiązującą obecnie „właściwą” wersją historii ale nie wydaje mi się oddawać wiernie obraz sytuacji. Osobiście raczej bym użył określenia „polonizacja sowietów”.
Dr Brenda pisze „Jednym z elementów sowietyzacji była obecność oficerów sowieckich w „ludowym” Wojsku Polskim i Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Wiosną 1945 roku „popi” (pełniący obowiązki Polaków) stanowili prawie 53% wszystkich oficerów w armii. W latach 1945-1948 do „ludowego” Wojska Polskiego skierowano 16 460 oficerów z Armii Czerwonej. W grudniu 19455 r. na 63 polskich generałów było 54 „ruskich” (86%), a na 309 pułkowników aż 228 (74%) stanowili Sowieci. Łącznie stanowili oni ok. 40% polskiej (polskiej?) kadry oficerskiej.” Dalej jest o marszałku Konstantym Rokossowskim i „Nadszedł wreszcie moment wprowadzenia do przysięgi wojskowej formuły o „sojuszu z ZSRR”! Wreszcie w 1956 r. sowietnicy i popi wrócili „do siebie”, ale podległość polskiego wojska utrzymano w ramach Układu Warszawskiego.”
No cóż, cenię sobie Autora jako historyka i z tego samego powodu muszę Mu wytknąć manipulację, która historykowi nie przystoi. Prawdą jest, że „sowietnicy” wrócili do ZSRR w 1956 roku ale skąd ta kolejność – przysięga sojuszu z ZSRR i potem wyjazd? Wyjechali w 1956 a przysięgę wojskową zmieniono za Gierka w latach siedemdziesiątych. To tak na marginesie.
Ale wróćmy do naszej sowietyzacji.
Powołam się na łacińską maksymę „Amicus Plato, sed magis amica veritas” czyli "Drogi mi Platon, ale jeszcze droższa prawda". Aby do niej się zastosować trzeba na sprawę patrzeć w szerszym kontekście. Perspektywa ipeenowska sprzyja raczej uprawianiu propagandy niż dochodzeniu prawdy obiektywnej. Oczywiście jeżeli przyjmiemy śmiałe założenie, że taką możemy poznać.
Skąd oficerowie radzieccy w Wojsku Polskim?
Stalin stanął wobec problemu polskiego, który jakoś musiał rozwiązać. Rozmowy z Rządem RP na emigracji nie dawały rezultatu z tego choćby powodu, że londyńscy politycy nie przyjmowali do wiadomości realnego układu sił. Zachowywali się tak jakby stosunek sił pomiędzy Polską a ZSRR był dokładnie odwrotny niż był. Wobec braku perspektyw porozumienia Stalin przystąpił do tworzenia konkurencyjnego Wojska Polskiego jako środka do nacisku na rząd londyński i jednocześnie jako zagospodarowanie żywiołu polskiego w ZSRR. Nie wymyślił niczego nowego. Przedtem zrobił to Napoleon, po nim car Aleksander I, w czasie I wojny światowej Austriacy, Niemcy, Rosjanie i Francuzi a w czasie II WŚ Francuzi i Anglicy. Stanął przed tym samym problemem co jego poprzednicy – brakiem wykwalifikowanych kadr. Takich kadr brakowało i to bynajmniej nie z powodu Katynia jak zwykło się twierdzić. W Katyniu wśród zabitych było ok. 8 tys. oficerów zdolnych do służby liniowej i byli to praktycznie wyłącznie oficerowie piechoty oraz częściowo kawalerii. Oficerowie broni technicznych praktycznie w całości wylądowali na Zachodzie. Zresztą, w 1939 roku mieliśmy np. 16 (szesnastu) oficerów wyszkolonych na tyle żeby mogli dowodzić kompanią czołgów.
A co na Zachodzie?
Nie było przypadkiem, że gen. Maczek, który przecież uratował z Polski i Francji gros swojej kadry oficerskiej, 1 Dywizję Pancerną tworzył i szkolił w Szkocji począwszy od 25 listopada 1942 roku do sierpnia 1944. Nie walczyli tylko dwa lata szkolili się przy wydatnej pomocy Anglików. Stalin tego czasu nie miał. Jeżeli miał przelicytować aliantów i rząd emigracyjny musiał dać to czego na Zachodzie nie było. Armię polską jako wielką formacje nierozparcelowaną pomiędzy jednostki brytyjskie. W dodatku musiał zrobić to już a nie za dwa czy trzy lata. Zrobił więc to co Francuzi tworząc „Błękitną Armię” gen. Hallera w 1918 roku. Użył polskich rekrutów i swojej kadry oficerskiej. W polskim lotnictwie, które przyleciało z Francji wraz z armią Hallera nazwy jednostek i komenda były francuskie. Jednym z „pop-ów” w naszej ówczesnej armii, że posłużę się tym określeniem, był nie kto inny jak późniejszy sławny generał Charles de Gaulle. Przybył do Polski jako kapitan w 5 pułku strzelców polskich.
A pierwszym dowódcą sławnego dywizjonu 303 był S/Ldr Ronald Gustave Kellet, Anglik jako żywo.
Nie było wyboru
Powiedzmy sobie szczerze - co miał zrobić zesłaniec czy uczestnik wywózki w głąb ZSRR, jeżeli pojawiła się przed nim jedyna szansa wyrwania się z "nieludzkiej ziemi" ? Kto dziś wie, co sobie prywatnie on myślał o tym "raju" obiecywanym przez komunistów, ludzi, którzy stworzyli mu piekło na Ziemi?
Tak więc Stalin użył polskich rekrutów i dostępnych polskich oficerów uzupełniając ich oficerami radzieckimi. W lipcu 1943, na ogólną liczbę 684 oficerów 1 Dywizji Piechoty im Tadeusza Kościuszki, aż 448 było oficerami radzieckimi. Z tej przyczyny, wielu radzieckim oficerom rozkazami personalnymi przypominano ich polskie korzenie, ubierano w polskie mundury i zaganiano do nauki języka polskiego. Przenoszono przede wszystkim Polaków, potem mających polskie pochodzenie np. potomków zesłańców z XVIII i XIX wieku i Rosjan mających polskie nazwiska. Efekty tego były ciekawe. Ci ludzie polonizowali się. Część z nich odchodząc z WP w 1956 roku pozostała w Polsce. Nie była to taka prosta sprawa. Trzeba było zrezygnować z obywatelstwa radzieckiego i wystąpić o polskie. Nikt wtedy nie wiedział jak taka deklaracja może się skończyć dla takiego delikwenta.
Tworzenie całej armii wymagało stworzenia wojsk technicznych jak np. lotnictwo i broń pancerna. I tu było kiepsko. Bo gros z nich (np. taki 3 pułk lotnictwa szturmowego albo 16 Brygada Pancerna) to były rosyjskojęzyczne jednostki Wojska Polskiego czyli jednostki radzieckie w pełnym bojowym składzie, żywcem przeniesione do WP. Dopiero po tym przeniesieniu, w miarę szkolenia żołnierzy, podoficerów a później oficerów stopniowo zastępowano Rosjan Polakami. Takim, powszechnie zresztą lubianym i szanowanym oficerem był w broni pancernej pułkownik, później gen. bryg. Jan (Iwan) Mierzycan, pierwowzór postaci sympatycznego grubaska z serialu „Czterej pancerni i pies”.
Formacja ta podlegała radzieckiemu kierownictwu, i realizowała radzieckie cele polityczne. Fakt. A czyje było kierownictwo i czyje cele realizowano na Zachodzie? A i w NATO dzisiaj Polska też raczej kierowniczej roli nie odgrywa.
Szkolenie Polaków
Ilość oficerów radzieckich szybko spadała w miarę szkolenia Polaków. Pierwsza fala Rosjan opuściła Polskę w latach 1946-1947 w ramach powojennej demobilizacji wojska..
Dopiero zmiana sytuacji międzynarodowej związana z wybuchem wojny koreańskiej wymusiła podniesienie stanów liczebnych WP i wtedy ponownie dał się we znaki brak kadr. O ile w czasie wojny na wschodzi mieliśmy trochę ponad 300 tys. żołnierzy to w latach pięćdziesiątych podniesiono liczebność wojska na stopie pokojowej do ponad pół miliona. Wtedy ponownie sięgnięto po oficerów z ZSRR. Nie chodziło tu wcale o sowietyzację armii lecz o jej liczebność. Oczywiście szkolenie ideologiczne prowadzono cały czas podobnie zresztą jak i dzisiaj ale w praktyce z każdym dniem Wojsko polskie coraz bardziej różniło się od swojego radzieckiego sojusznika i protektora.
Przysięga wojskowa
Wojsko Polskie w ZSRR składało polską przysięgę wojskową. Tego komfortu odmówili Polakom Anglicy. Wg wojskowej umowy polsko-brytyjskiej (wg której PSZ operacyjnie podlegały Anglikom) oraz umowy lotniczej z czerwca 1940 polscy lotnicy składali dwie przysięgi, jedną na wierność królowi Jerzemu VI a drugą polską, musieli wstąpić do ochotniczej rezerwy RAF, flaga RAF wisiała powyżej polskiej i dowodzili oficerowie brytyjscy. W czasie obowiązywania tej pierwszej umowy rozpoczęto formowanie czterech polskich dywizjonów (300 - 303). Dopiero skandal związany z przypadkami odmowy złożenia przysięgi brytyjskiej doprowadził do podpisania nowej z 5 sierpnia, wg której nie było już dwóch przysiąg, wstępowania do ochotniczej rezerwy RAF a flagi były „równorzędne".
Jakoś nie przypominam sobie żeby ktokolwiek pisał o polskojęzycznych dywizjonach RAF ani o anglicyzacji Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Zresztą dziwi mnie jak mało osób pamięta, że wrogiem wtedy była III Rzesza, a nie ZSRR. Wtedy ludzie o tym doskonale wiedzieli, teraz trochę pamięć wyblakła. Nie ulega wątpliwości, że (l)WP nie było kryształowe, ale osobiście uważam, że potępianie go w czambuł to obecnie zbyt niebezpieczny mit. Może to zresztą działać i w drugą stronę. Jeśli uznamy rząd w Londynie za nielegalny to wojska polskie na Zachodzie okażą się być "polskojęzycznymi dywizjami angielskimi". A są ku temu podstawy. Rząd ten został nam narzucony wpierw przez Francuzów a potem Anglików, opłacany był z budżetu Zjednoczonego Królestwa a w końcu cofnięto mu uznanie, wstrzymano wypłaty i wyrzucono z hotelu Rubens, w którym urzędował.
Rokossowski
Jak wielu innych Polaków wstąpił do armii carskiej. Jego lewicowe poglądy spowodowały, że służył też w Armii Czerwonej. W 1937 roku został oskarżony o współpracę z wywiadem polskim i japońskim. Ponadto jego brat, z którym służył w armii rosyjskiej, wrócił do Polski i został oficerem Służby Śledczej Policji Państwowej. Rokossowskiego torturowano strasznie. Połamano mu żebra i wybito zęby. Po wyjściu, do końca życia trzymał przy sobie pistolet, nawet podczas snu, mówiąc, że drugi raz żywcem już go nie wezmą. Współwięźniowie relacjonowali, że Konstanty tłumaczył im, by niczego nie podpisywali i nikogo swoimi zeznaniami nie obciążali. W 1940 roku Stalin szykował się już do wojny i potrzebni mu byli fachowi dowódcy. Upomniał się wtedy o niego marszałek Timoszenko. W czasie wojny okazał się być najlepszym z dowódców radzieckich. Natomiast po wojnie w Polsce w 1949 roku został Ministrem Obrony Narodowej. Często się mu zarzuca, że czas jego rządów to był mroczny okres terroru i sowietyzacji armii. Jednak sprawa nie jest tak jednoznaczna. W tym czasie Informacja Wojskowa formalnie mu podległa, faktycznie służyła też do kontrolowania jego samego i działała niezależnie od niego.
Warto pamiętać, że to marszałek Rokossowski wydał rozkaz, że przed aresztowaniem każdego oficera trzeba uzyskać zgodę jego przełożonego. Skutecznie interweniował w obronie wielu osób. Raczej należy uznać, że gdyby nie marszałek Rokossowski to terror w wojsku byłby znacznie większy. Jednocześnie przez cały ten okres stopniowo wymieniał oficerów radzieckich na Polaków.
Ze wspomnień ówczesnych oficerów i inżynierów wynika, że Rokossowski, podobnie jak wielu innych „pop-ów”, lepiej rozumiał Polaków i interes Polski niż kompletnie skundleni ludzie znikąd, którzy sprawowali władzę cywilną w Polsce za czasów Bieruta.
Rokossowski był Polakiem i był też sowieckim oficerem, chyba najlepszym radzieckim dowódcą, który dla dobra wojska postawił się Stalinowi. Jasne, że nie mieścił się w naszej dzisiejszej definicji Polaka, a gdyby się mieścił to znaczyłoby, że Polska uległa sowietyzacji. Ale Polakiem był i nie widzę powodu do odmawiania mu polskości.
Podsumowując uważam, że niezależnie od różnie odczytywanych i przedstawianych intencji twórców i dowódców ludowego Wojska Polskiego, przez cały okres jego istnienia następował proces polonizacji a nie „sowietyzacji”.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość