Na ogół staram się unikać przedwyborczego bredzenia polityków w telewizji, ale ostatnio zrobiłem wyjątek dla naszej pani premier. Pani Kopacz przez nienawistników nazywana Salową wygłosiła mowę na ostatnim posiedzeniu Rady Krajowej PO. Jako człowiek miłosierny nie zamierzam znęcać się nad poszczególnymi fragmentami jej przemowy.
Lepiej ode mnie zrobi to kilku innych tu piszących. Z kronikarskiej powinności wpierw odnotuję za to sukces, jaki pani premier odniosła. Dość nagle błysnęła talentem kupieckim, godnym konika z czasów komuny. Otóż udało jej się sprzedać trzy bilety na Titanica. Pierwszy wcisnęła Ludwikowi Dornowi, znanemu kiedyś jako trzeci bliźniak Kaczyńskich. Chylę czoła - chapeau bas! Kolejny wcisnęła Grzegorzowi Napieralskiemu, który to Napieralski najwyraźniej zakończył już swoją misję jednoczenia lewicy i postanowił utopić się razem z Kopacz. Ostatni Mazowieckiemu, ale to zdobycz pośledniejszego gatunku. W każdym razie zrobiła interes ten godny człowieka, który naiwnemu sprzedał Kolumnę Zygmunta.
Ale dlaczego to bilety na Titanica? No cóż. Przez całe jej wystąpienie – niezależnie od wyrecytowanej długiej listy z rzadka prawdziwych a częściej wyimaginowanych dokonań – przebijało takie smutne pogodzenie się z nieuchronną klęską. Pomimo bojowej retoryki widać było wyraźnie, że nie wierzy w zwycięstwo. Raczej wieszczy klęskę po to by potem powiedzieć – a nie mówiłam? W jej słowach brakowało przekonania a przez to i siły. Sala to widziała i oklaski były takie jakby w przetargu na klakierów wygrała najtańsza oferta. Wyglądało to tak, jakby nikt już w zwycięstwo nie wierzył a takie podejście jest samosprawdzającą się przepowiednią. Nie wierzę w zwycięstwo, bo wiem, że przegram a przegram, bo w zwycięstwo nie wierzę. Po jej wystąpieniu na Radzie Krajowej mam przekonanie graniczące z pewnością, że Platforma wybory przerżnie z kretesem i w znacznym stopniu będzie to zasługa pani Kopacz.
Nie jest to, oczywiście, jakieś epokowe odkrycie. Rzecz w czym innym. Do tej pory wszystko wskazywało na to, że zbudowana przez PO elita władzy (elita to coś takiego co można traktować wymiennie z marginesem) kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego co ludzie myślą. Ich głęboka wiara w to, że Polska przeżywa okres największej prosperity i dobrobytu w dziejach była absolutnie nie do zachwiania. Być może dlatego, że w ich osobistym przypadku była to akurat szczera prawda – tyle, że nie obejmowała reszty narodu.
Nie oświeciło ich nawet to, że od czasu wyjazdu do Brukseli Wielkiego Cwaniaka pani Ewa jako p.o. Przewodniczącego PO Ewa Kopacz kopała Platformie grób swoimi działaniami z całą mocą wspierana w tym dziele przez Wielkiego Ortografa Bronisława Komorowskiego. To wszystko widzieliśmy, nie byłem w tym odosobniony, ale nie widziała tego Platforma. Być może dlatego, że prywatne interesy tych ludzi już tak bardzo rozeszły się z interesem Polski, iż wszelka zmiana oznaczałaby pogorszenie ich osobistej sytuacji.
I nagle okazuje się, że coś chyba dotarło do pani Premier, bo z całego jej wystąpienia najlepiej zapamiętałem poczucie nadciągającej klęski.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość