"Był politykiem o wymiarze arystotelesowskim, dzielnym etycznie, roztropnie zabiegającym o dobro wspólne. Tym większy ból i tym większa strata dla Polski po Jego śmierci. Gdy usłyszałem słowa marszałka Sejmu, Grzegorza Schetyny w Ergo Arenie, że Maciek patrzy na PO z nieba i trzyma kciuki i mówi „wygrajcie”, to zrobiło mi się niedobrze."- pisze Adam Socha. Czytaj również ośwadczenie Elżbiety i Katarzyny Płażyńskich.
ŚP. Maćka Płażyńskiego poznałem w l. 70. Był ciotecznym bratem wówczas mojej narzeczonej, a obecnie żony. Wychowywali się razem. Od początku widziałem, że to człowiek z charakterem. Gdy oblał pierwsze podejście na prawo, a ojciec mu to wypomniał, spakował plecak i bez słowa wyjechał z domu. Zatrudnił się na budowie Huty „Katowice”. Zdał za rok. Za zarobione na budowie pieniądze objechał stopem całą Europę. Podczas studiów w Gdańsku mieszkał w jakieś altance, również zimą. Zawsze był samodzielny, o nic nikogo nie prosił, innym pomagał. W stanie wojennym wymyślona przez niego spółdzielnia „Świetlik” utrzymywała całą gdańską opozycję, w tym Donalda Tuska.
Byłem w Hali „Olivii”, gdy trzech tenorów powoływało Platformę Obywatelską. Po tym wiecu byłem u niego w mieszkaniu, wyraziłem swoją wątpliwość, czy to dobrze, że powołuje partię z byłym agentem? Mówiłem to intuicyjnie, sam wówczas nie zdawałem sobie sprawy, że to od początku do końca produkt marketingowy, do którego powołania przyznał się jeden z generałów służb specjalnych PRL, a później III RP, że Maćkiem się posłużono, gdyż potrzebny był im, dla uwiarygodnienia się i dla przyciągnięcia do partii ludzi wierzących. Później, gdy przyjeżdżał do Olsztyna, opowiadałem mu o farsie tzw. prawyborów. Wydawało mi się wówczas, że puszcza to mimo uszu.
Jednak nie, okazał się człowiekiem prawym. Gdy zobaczył, że to nie są odosobnione incydenty, że taka polityka jest istotą tej partii, nie dał się skorumpować, nie sprzedał się za zaszczyty. Odszedł. Jak zawsze, z klasą. Był politykiem o wymiarze arystotelesowskim, dzielnym etycznie, roztropnie zabiegającym o dobro wspólne. Tym większy ból i tym większa strata dla Polski po Jego śmierci. Gdy usłyszałem słowa marszałka Sejmu, Grzegorza Schetyny w Ergo Arenie, że Maciek patrzy na PO z nieba i trzyma kciuki i mówi „wygrajcie”, to zrobiło mi się niedobrze.
Ela Płażyńska i jej dzieci znosiły żałobę bardzo godnie. Ela nie chciała dać się wciągnąć w politykę. Niestety, politycy, którzy mataczą w sprawie śledztwa smoleńskiego, nie potrafili uszanować spokoju rodziny zmarłego. Żądza władzy uczyniła z nich ludzi amoralnych.
Elu, Kasiu, Jakubie, Kacprze. Jestem z Wami.
Adam Socha
(Oświadczenie przekazane przez Jakuba Płażyńskiego portalom Salon24.pl oraz wPolityce.pl)
Gdańsk, 12 czerwca 2011 r.
Maciej Płażyński często powtarzał - to nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych. Od dnia 10 kwietnia 2010 r. doświadczamy jak boleśnie prawdziwe jest to stwierdzenie.
W działalności publicznej podstawą była dla niego wiarygodność. Gdy w 2001 r. tworzył Platformę Obywatelską, chciał by było to ugrupowanie oparte na strukturach oddolnych, nie uwikłanych w politykę propagandy i zakulisowych rozstrzygnięć. Platformę opuścił, gdyż nie uznawał kompromisów wobec założycielskich zobowiązań, od których krok po kroku zaczęto odchodzić.
Jako niezależny poseł i senator rzeczowo i obiektywnie poddawał ocenie rozwój partii i działalność jej liderów. Bez względu na to czy była to ostra krytyka czy też słowa poparcia, swój osąd opierał na twardych argumentach.
Na konwencji Platformy Obywatelskiej 11 czerwca 2011 r. w hali Ergo Arena marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna stwierdził m.in., iż tam na górze ,,... Maciek Płażyński
(...) kibicuje nam, ściska za Platformę kciuki i mówi wygrajcie to..."
W nas - bliskich Macieja Płażyńskiego - słowa te wzbudziły sprzeciw. Nie godzi się instrumentalnie wykorzystywać imienia naszego Męża i Taty na potrzeby przedwyborczego happeningu.
Platforma Obywatelska jest dziś partią władzy. Jak wynika z medialnego przekazu jest to partia, która krzewi optymizm i miłość wśród naszych rodaków. Nam, którzy trochę ponad rok temu stracili ukochaną osobę, ten optymizm jednak się nie udziela. Pan premier Donald Tusk zachęcał wczoraj do bycia dumnym z naszego Państwa. W pierwszą rocznicę Tragedii Smoleńskiej staliśmy obok szczątków samolotu, w którym 96 osób spędziło ostatnie chwile życia. Oprócz bezmiaru smutku czuliśmy wstyd i poczucie opuszczenia ze strony władz państwowych, składając kwiaty przy wraku TU-154 częściowo nakrytym brezentem, który w sposób prowizoryczny przytrzymywało parę starych opon.
Po 10 kwietnia usłyszeliśmy od osób piastujących ważne państwowe stanowiska zapewnienia o determinacji w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy. 19 marca 2011 r. na Radzie Krajowej Platformy pan premier zaprzeczył tej determinacji twierdząc, iż kwestia smoleńska, to jeden z tematów, nad którym trzeba przestać kwękolić.
Jako bliscy polityka, który wiedział co oznacza odpowiedzialność za słowo, pragniemy wyrazić swoją dezaprobatę w stosunku do polityki opartej na obietnicach bez pokrycia i zapomnieniu o sprawach trudnych.
/-/ Elżbieta Płażyńska
/-/ Katarzyna Płażyńska
Skomentuj
Komentuj jako gość