"Co zatem powinien zrobić dobry katolik? Gdyby był pewien, że te 98% katolików w Polsce, to świadomi i racjonalnie myślący katolicy, głosowałby na Marka Jurka. Tej pewności niestety nie mamy. Mamy raczej pewność, że znakomita część Kościoła katolickiego (ta mniej wyrobiona) tę kandydaturę zignoruje. "- pisze dr Zdzisława Kobylińska.
Po pierwsze, chciałabym wierzyć, że wszyscy katolicy rozumieją podstawową zasadę życia społecznego, a więc konieczność uczestnictwa w wyborach na wszystkich szczeblach - bo nie ma wyborów ważnych i mniej ważnych. Tak samo istotne są wybory, w których wybieramy prezydenta państwa, jak i sołtysa wsi, czy radnego miasteczka. Oczywiście moja wiara, to tak zwane pobożne życzenie. Znam osoby, które nie pójdą na wybory, bo im się po prostu nie chce, lub „nie mają na kogo głosować”, jak twierdzą, albo po prostu są „ponad to”, czyli polityka ich nie interesuje i nie chcą się babrać w błocie, jak ironicznie podkreślają. Cóż, myślę jednak że od świadomego katolika, w warunkach demokracji, należy wymagać nawet więcej, pod groźbą grzechu zaniechania, lenistwa czy pychy, a nauka Kościoła katolickiego w tym względzie jest jasna. Już przed wojną biskupi katoliccy tłumaczyli swoim wiernym, iż katolik zaciąga grzech ciężki, jeśli „przez absencję w czasie wyborów zwyciężyłyby partie wrogie Kościołowi oraz państwu”. W 1928 roku pisali nawet, że wybory „są niejako bitwą o przyszłe losy naszej ojczyzny” i każdy kto może powinien w nich uczestniczyć.
Po wojnie Kościół milczał na temat wyborów, gdyż te nie spełniały podstawowego kryterium: nie były wolne. System komunistyczny łamał podstawowe standardy i mechanizmy demokracji i zniewalał potencjalnych wyborców, którzy pod groźbą sankcji i represji byli przymuszani do uczestnictwa w zmanipulowanych wyborach.
Obecnie nie ma już powodów, aby katolik, jak i każdy inny obywatel, uchylał się od obowiązku wyborów. Plejada kandydatów, choć nie idealnych, jest jednak wystarczająca, aby każdy obywatel znalazł kogoś, kto jest mu bliski politycznie i światopoglądowo-ideologicznie. Katolik również ma możliwość wyboru tego lepszego. Co znaczy zatem dla katolika „ten lepszy”? Jest nim kandydat, którego program wyborczy, jaki zechce realizować, nie będzie sprzeciwiał się doktrynie katolickiej, w tym etyce chrześcijańskiej. Ten postulat był i jest aktualny i nie ma z nim żadnej dyskusji - dlatego obowiązkiem katolika jest sprawdzić, który z kandydatów nie łamie nauki Kościoła i jego moralności, gdyż ta jest fundamentem uprawiania polityki, jest warunkiem bez którego nie możemy nawet mówić o polityce. Polityka bowiem bez moralności przeradza się w politykierstwo. A nawet, jak to ujął Jan Paweł II - sama demokracja bez wartości staje się jawnym lub zakamuflowanym totalitaryzmem. Dlatego tak ważny jest udział w wyborach katolików, którzy, jako wyrobieni moralnie obywatele, mają szansę przeforsować w wyborach jak najuczciwszego kandydata.
Jakże aktualnie i trafnie brzmią prawdy wypowiedziane przez Kościół katolicki w 1947 roku, przed wyborami do Sejmu:
Katolicy jako członkowie społeczności państwowej mają prawo do wypowiadania swych przekonań politycznych.
Katolicy mają prawo swoimi głosami rozstrzygać o najbardziej podstawowych prawach polskiego życia publicznego.
Katolicy mają obowiązek obywatelski, narodowy i religijny wziąć udział w wyborach.
Katolicy nie mogą należeć do organizacji ani partii, których zasady są sprzeczne z nauką chrześcijańską lub których czyny i działania zmierzają w rzeczywistości do podważenia etyki chrześcijańskiej.
Katolicy mogą głosować tylko na takie osoby, listy i programy wyborcze, które nie sprzeciwiają się katolickiej nauce i moralności.
Katolicy nie mogą oddawać swych głosów na kandydatów z takich list, których programy albo metody rządzenia są wrogie zdrowemu rozsądkowi, dobru narodu i państwa, moralności chrześcijańskiej i światopoglądowi katolickiemu.
Katolicy powinni głosować tylko na kandydatów o wypróbowanej uczciwości i prawości, zasługujących na zaufanie i będących godnymi przedstawicielami dobra narodu, państwa polskiego i Kościoła.
Katolicy nie mogą powstrzymywać się od głosowania bez słusznej i rozumnej przyczyny.
Każdy bowiem oddany głos wedle powyższych wskazań pomaga dobru powszechnemu albo przeszkadza złu.
Ta garść wskazań nie zostawia złudzeń, jaki powinien być nasz, katolików, wybór. A teraz spójrzmy na naszych kandydatów, oceńmy który spełnia, choćby z grubsza, te kryteria (bo przecież nie ma nigdzie kandydatów idealnych, jak nie ma po prostu ludzi idealnych). Zostawmy więc na marginesie naszych rozważań, choćby Napieralskiego, Leppera czy Olechowskiego, bo ci mają w swoich programach zapisy, które po prostu sprzeciwiają się zdrowemu rozsądkowi, dobru państwa i Kościoła (choćby akceptacja aborcji, eutanazji, legalizacji małżeństw homoseksualnych). Ci, zatem, odpadają już na starcie, choć jest grupa wyborców, podobno także katolików, która ich wspiera. Inni, którzy realnie mogą być brani pod uwagę to: Pawlak, Komorowski, Kaczyński i Jurek. Pawlak, z tego co wiem, nie daje rękojmi na działanie zgodne z nauką Kościoła, bo w sposób jawny nie zachowuje jej w życiu prywatnym. A jak mawiał Sługa Boży ks. Luigi Sturzo „nie ma dwóch moralności: w życiu prywatnym i publicznym”, bo jeden jest człowiek, jeden podmiot działania. Zresztą, przy tym szanse Pawlaka są niewielkie, więc nie ma po co zawracać sobie głowy jego kandydaturą. Pozostaje więc trzech „zawodników”.
Bronisław Komorowski. Czy katolik może głosować na Bronisława Komorowskiego? W świetle powyższych wskazań Bronisław Komorowski nie spełnia warunków, wynikających z nauki Kościoła, mimo iż tak pięknie uczestniczył w czwartek Bożego Ciała w procesji w Budzie Ruskiej. Bronisław Komorowski, którego osobiście lubię, który był ze mną w tej samej (świetnej zresztą partii, jaką była SKL), i od którego doświadczyłam tylko życzliwości i dobra, opowiada się za metodą in vitro, która jest sprzeczna z nauką Kościoła, a także ma odmienne zdanie niż Kościół względem legalizowania związków homoseksualnych. Poza tym należy do partii, która także w innych punktach jest odmiennego zdania w kwestiach moralnych niż Kościół, do którego Bronisław Komorowski oficjalnie się przyznaje.
A może katolik powinien głosować na Jarosława Kaczyńskiego? Cóż, gdybym kierowała się swoją własną sympatią, to o Jarosławie Kaczyńskim w sensie prywatnym mogę powiedzieć na odwrót niż o Komorowskim. Zero życzliwości do mnie jako autorki tego tekstu, żadnego dobra, lecz działania, które skrzywdziły mnie na długie lata (bracia Kaczyńscy śnili mi się po nocach przez ponad cztery lata. A także sytuacja życiowa, w którą pośrednio mnie wpędzili, a której skutki będą obecne w moim życiu do końca). Do pewnego czasu personalnie odczuwałam dyskomfort, gdy myślałam o Jarosławie i Lechu Kaczyńskich i o śp. Aleksandrze Szczygło. Nigdy też z ich powodu nie zapisałam się do Prawa i Sprawiedliwości. Jednak w ostatnich wyborach prezydenckich głosowałam na Lecha Kaczyńskiego, mimo ledwo zabliźnionych ran, gdyż to Kaczyński wydawał mi się kandydatem, który najbardziej odpowiadał moim ideologicznym oczekiwaniom.
Teraz z Jarosławem Kaczyńskim mam jednak problem, ponieważ niejasna jest dla mnie relacja między jego poglądami a poglądami szefowej jego kampanii, pani Rostkowskiej-Kluzik. To, co opowiada ta posłanka Prawa i Sprawiedliwości sytuuje ją raczej w programie SLD, niż nawet w poglądach niektórych znanych mi posłów Platformy Obywatelskiej. Ta przyjaciółka i zaufana działaczka środowisk feministycznych i lewicowych, sympatyzująca ze Środą, Nowicką, Graff czy Dunin dyskwalifikuje jako portavoce Jarosława Kaczyńskiego. Dziwi mnie wybór tego „najbardziej wysuniętego do centrum przyczółka PiS”, jak wciąż mówi o sobie szefowa sztabu (prawda jest taka, że nie do centrum, tylko lewej strony), który rzuca cień, według mnie, na Jarosława Kaczyńskiego. Nie wiem czym kierował się kandydat, wybierając na szefa swojego sztabu kobietę, która nie ma ani specjalnych kwalifikacji intelektualnych (wystarczy poczytać wywiady z nią), ani moralnych, wystarczy przyjrzeć się jej poglądom moralnym - zwolenniczka aborcji, antykoncepcji, „równości” kobiet i mężczyzn (kobieta ma po prostu harować na kilku etatach, a dzieci oddawać do różnorakich ochronek), i ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (jako jedyna z PiS). Mam nadzieję, że to są tylko jej poglądy, a nie Jarosława Kaczyńskiego, choć dlaczego ją właśnie wybrał?
No i Marek Jurek. Kandydat prawie idealny w kontekście wskazań Kościoła. Wyrazisty, jasny, bezkompromisowy, dobry katolik, wspaniały mąż, ojciec. Więcej nawet, człowiek który pokazał, że nie kłania się władzy, stanowiskom, że w imię wartości, prawdy, podjętym wcześniej wyborom jest konsekwentny i klarowny. Ta kandydatura ma wszakże jeden mankament. Z racji braku środków finansowych, pijarowskich, medialnych nie ma szans na wybór. I choćby był samym św. Franciszkiem z Asyżu, we współczesnym świecie, bez pieniędzy nie ma cienia szans na elekcję.
Co zatem powinien zrobić dobry katolik? Gdyby był pewien, że te 98% katolików w Polsce, to świadomi i racjonalnie myślący katolicy, głosowałby na Marka Jurka. Tej pewności niestety nie mamy. Mamy raczej pewność, że znakomita część Kościoła katolickiego (ta mniej wyrobiona) tę kandydaturę zignoruje. Wiemy jedynie, że wybór rozstrzygnie się między Bronisławem Komorowskim a Jarosławem Kaczyńskim. Jeden z nich wygra. Zatem którego wybrać? Dla mnie summa summarum, mimo osobistych animozji, wobec których dokonałam prywatnej abolicji, wybór jest oczywisty. A dla Ciebie, mój bracie katoliku, czy ten wybór jest równie jasny? Zastanów się, zanim zakreślisz TO NAZWISKO, które zdeterminuje naszą rzeczywistość na najbliższe pięć lat (oby nie krócej, jak ostatnio….)
Zdzisława Kobylińska, dr nauk humanistycznych, poseł na Sejm III kadencji, etyk, publicystka.
Skomentuj
Komentuj jako gość