"Czekam na moment kiedy Warmia i Mazury opuszczą wieloletnią pozycję krajowego lidera pod względem stopy bezrobocia. I chciałabym, żeby równolegle topniały szeregi biernych konsumentów zasiłków, a wzrastały zastępy obywateli utrzymujących się z godnie, jak to się kolokwialnie mówi, opłacanej pracy."- pisze Bożena Ulewicz
Wydatki na pomoc społeczną na Warmii i Mazurach w budżecie państwa od paru lat kształtują się na zbliżonym poziomie, w granicach 660 - 680 mln zł rocznie. Z pieniędzy tych m.in. utrzymywane są domy i ośrodki pomocy społecznej, wypłacane świadczenia rodzinne i alimentacyjne oraz składki na ubezpieczenia zdrowotne dla osób pobierających niektóre świadczenia. Patrząc na kwoty przeznaczane na świadczenia rodzinne (najdroższa kategoria wydatków) widać wyraźnie, że wysokość wydawanych pieniędzy stale ewoluuje, od ok. 440 mln zł w roku 2007, 422 mln zł w 2008 , 430 mln zł - w 2009 i ok. 463 mln zł w tym roku. Można zapytać - dużo to czy mało? Zależy z jakiej perspektywy się patrzy. Na pewno mniej dostajemy i wydajemy niż w województwie np. lubelskim, ale więcej niż w lubuskim. Wypadałoby się raczej zapytać, jak te pieniądze są wydawane.
Problemy społeczne w kraju od lat są duże. W porównaniu z krajami UE sytuujemy się na szarym końcu pod względem wydatków przeznaczanych na rodzinę. Polska ma także najniższe zasiłki rodzinne, a nasze rodziny kilkakrotnie niższy prób dochodowy. A już rzeczą wprost niesłychaną jest, że poziom ubóstwa dzieci i młodzieży w Polsce jest najwyższy w krajach całej wspólnoty. Dane te pochodzą z raportu przygotowanego przez Zespół Doradców Strategicznych prezesa Rady Ministrów i upublicznionego w roku, który hasłowo obchodzony jest jeszcze jako „Europejski rok walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym”. Podobne zaprezentowano na X Konwencji Ruchu Przeciw Bezradności Społecznej. W skrajnym ubóstwie w Polsce żyje 2,1 mln osób, najbardziej ubóstwem zagrożone są osoby słabiej wykształcone, dzieci i młodzież . Dane te dotyczą również Warmii i Mazur, gdzie bezrobocie od lat jest najwyższe, a wskaźnik ubóstwa relatywnego prawie równie wysoki – ostatnio plasuje nas na drugim miejscu w kraju po Świętokrzyskiem.
Niepokoić może fakt, że dane te kłócą się z milionami środków wydanych już w ramach programów unijnych realizowanych w województwie. Przynajmniej jak na razie nie widać głębszej poprawy. Taki na przykład Program Operacyjny Kapitał Ludzki w założeniu miał podnosić poziom aktywności zawodowej oraz zdolności zatrudnienia osób bezrobotnych i biernych zawodowo, a także zmniejszać obszary wykluczenia społecznego. A prawda jest taka, że na rynku pracy niewiele się zmieniło – mamy 18, 5 procentową stopę bezrobocia i niezmiennie w tej kategorii I miejsce w kraju. Niższy niż średnio w Polsce jest również wskaźnik zatrudnienia, który w roku 2009 wyniósł 48, 2 proc. Podobnie ma się sprawa obszarów wykluczenia społecznego. Z danych Wydziału Polityki Społecznej W-M Urzędu Wojewódzkiego wynika, że rośnie liczba osób i rodzin zagrożonych ubóstwem i marginalizacją. Rośnie bowiem liczba osób korzystających ze świadczeń społecznych i rośnie liczba rodzin zagrożonych eksmisjami, bo zalegają lub nie płacą czynszów. Cóż się dziwić, skoro wartość PKB na jednego mieszkańca w województwa warmińsko-mazurskim była i jest niższa niż przeciętna w kraju, a problemem rynku pracy w regionie jest niska aktywność zawodowa mieszkańców.
Konsekwencją takich wskaźników jest sytuacja pomocy społecznej. Warto byłoby się zastanowić w tym miejscu dlaczego jesteśmy tacy biedni? Czy nie potrafimy wydawać pieniędzy na poskramianie biedy i aktywizowanie zawodowe ludzi. W czym tkwi błąd? W wadach systemu, czy w niechęci społeczeństwa do roboty. Na pewno winien jest po części system. Prace i staże na parę miesięcy, po których człowiek powraca do świata bezrobotnych nie rozwiązują na długo problemu bezrobocia. I tak pomoc społeczna stała się trwałym elementem polityki regionalnej. Trudno, żeby jej nie było - takie są standardy nowoczesnego państwa, ale czy pieniądze jakimi dysponuje wydawane są wystarczająco efektywnie?
Jakiś czas temu natrafiłam na artykuł Dobroniegi Trawkowskiej z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, „Działania pozorne w pomocy społecznej – przejawy – mechanizmy – skutki”. Jego lektura może zasiać poważną wątpliwość co do rzetelności jej funkcjonowania. Jak pisze autorka: „Obserwacja i informacje przekazane przez pracowników socjalnych, także wnioski z badań empirycznych wskazują na powszechność działań pozornych w pomocy społecznej. Dostrzegamy je w działaniach ludzi (profesjonalistów) i w działaniach instytucji świadczących pomoc (ośrodki gminne, powiatowe centra pomocy rodzinie, warsztaty terapii zajęciowej, miejskie ośrodki pomocy społecznej, organizacje pozarządowe) oraz w zabiegach beneficjentów pomocy społecznej, którymi są głównie osoby i rodziny (zdecydowanie rzadziej są nimi małe grupy społeczne, instytucje i społeczności lokalne). Działania pozorne obejmują zarówno przejawy zapobiegliwości i sprytu beneficjentów pomocy społecznej, jak i wykalkulowane, racjonalne lub przeciwnie – bezradne, i bierne - zachowania pracowników socjalnych.” zatytułowany
Zdaniem autorki artykułu, pomoc społeczna powinna zamiast prawie automatycznie wypłacać zasiłki, prowadzić systematyczną pracę socjalną ze swymi klientami. W przeciwnym wypadku szeregi podopiecznych MOPS-ów i GOPS- ów zasilą kolejne pokolenia ludzi pobierających, nieduże wprawdzie, ale regularnie wypłacane datki. Odruch Pawłowa, zwany też odruchem warunkowym, niepokojąco wpisał się w formułę działania pomocy społecznej nie tylko w naszym regionie. Działa w obie strony. Klient ma zakodowany odruch chodzenia do urzędnika po zasiłek. Urzędnik nie ruszając się zza biurka z przyzwyczajenia zasiłek przyznaje i wypłaca. A może powinien tak pokierować i umotywować klienta, żeby znalazł sobie pracę.
Reasumując, sytuacja jest co najmniej dziwna – z jednej strony wydajemy, jak na Polskę duże, choć niewielkie na tle innych krajów UE środki, a ubóstwo jest stałym udziałem wielu Polaków, z drugiej zaś, system jest zbyt mało efektywny, aby ich z tego stanu wydobyć. Idąc dalej, chciałoby się ludzi pogonić do pracy, aby nie siedzieli biernie na garnuszku pomocy, lecz miejsc pracy nie przybywa na tyle, by sprostać potrzebom.
Czekam na moment kiedy Warmia i Mazury opuszczą wieloletnią pozycję krajowego lidera pod względem stopy bezrobocia. I chciałabym, żeby równolegle topniały szeregi biernych konsumentów zasiłków, a wzrastały zastępy obywateli utrzymujących się z godnie, jak to się kolokwialnie mówi, opłacanej pracy. Szanse są. Sytuacja w gospodarce jest dość dynamiczna, choć jak na razie nie widać skutków przemian w sposób trwały przekładających się na sferę społeczną. Nagrodę Nobla temu, kto wreszcie przełamie regułę kwadratury koła w regionie.
Bożena Ulewicz, była radna PiS sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego, działaczka Akcji Katolickiej, publicystka
Skomentuj
Komentuj jako gość