Oczywiście złośliwcy zarzucają nam chodzenie na pasku jednej formacji politycznej. Ludzie, którzy rozpuszczają takie informacje robią to albo celowo, albo po prostu wpadli w stworzony przez polityków PiS-u i PO sztuczny, dychotomiczny obraz intelektualnego życia w naszym kraju, który sprowadza całą debatę publiczną do opowiedzenia się za Kaczyńskim albo Tuskiem. Otóż właśnie „Debata” ma uderzać w takie mity. Uważny czytelnik publicystyki prezentowanej w piśmie, musi uczciwie przyznać, że niezwykle ciężko jest włożyć pismo do szufladki z logo jakiejś partii. Ataki na „Debatę” i próba przyprawienia jej gęby politycznej wynika z tego, że w Olsztynie przed powstaniem pisma nie istniało coś takiego jak publicystyka. Lokalni żurnaliści przyzwyczaili się więc do tego, że wszyscy mówili jednym głosem wychodzącym z ratusza. Najlepszym tego dowodem jest postawa Mariusza Kowalewskiego, który przez lata pracował w lokalnych mediach, a dopiero gdy trafił do ogólnopolskiego dziennika „Rzeczpospolita” zaczął pisać o zgniliźnie olsztyńskiej władzy. Niechęć do naszego pisma niektórych lokalnych gwiazd dziennikarstwa świadczy tylko o sile „Debaty”. Nagle okazało się, że to, co było w Olsztynie traktowane jako normalność, normalnością nie jest. Wielu żurnalistów, którzy nie wstydzili się np. robić z esbeka autorytet moralny, pisać w sowieckim stylu o upodobaniach kulinarnych prezydenta miasta czy ( co już jest szczytem absurdu) być urzędnikiem samorządowym czy rządowym, będąc jednocześnie dziennikarzem, nagle poczuło zagrożenie, że ktoś im to wypomina. Przykre ( i zarazem znamienne) jest to, że o takich rzeczach musi pisać PUBLICYSTYCZNY MIESIĘCZNIK, a nie lokalny dziennik, który ma obowiązek zajmować się takimi przyziemnymi sprawami.
Nie można oczywiście zapomnieć o wkładce IPN-u w „Debacie”, która wzbudza największe kontrowersje i wściekłość olsztyńskiego salonu. To właśnie na lamach „Debaty” pojawiły się teksty o przeszłości profesorów Hopfera, Smoczyńskiego, dziekana Wydziału Teologii ks. prof. Rogowskiego czy wieceprezydenta miasta Tomasza Głażewskiego. Obecność na łamach „Debaty” historyków Pawła Warota i Piotra Kardeli otworzyła również drogę do realizacji IPN-owskiej audycji w Radiu Olsztyn, co spowodowało, że dyskusja o agenturalnej przeszłości lokalnych autorytetów weszła do mainstreamowego medium. „Debata” jest przez wielu ludzi odbierana właśnie przez pryzmat wkładki IPN-owskiej. Pokazuje to jak ważna dla mieszkańców Olsztyna jest dyskusja o komunistycznej przeszłości lokalnych notabli i sukces „Debaty” jest tego odzwierciedleniem. Jednak oprócz lustracji ważna jest również zmiana myślenia Polaków, którzy przez lata byli karmieni jedyną słuszną ideologią Gazety Wyborczej. Przez ostatni rok publicyści „Debaty” starali się zaszczepić konserwatywno- wolnościowe ideały na nasz lokalny grunt prezentując na jej łamach prawicowe koncepcje życia społeczno-politycznego. I nie chodzi tu o rynsztokowe spory jakie toczą między sobą na polskiej scenie politycznej pseudo prawicowe partie z postkomuną i ksero lewicą. Misją „Debaty” jest właśnie debata nad kondycją naszego dyskursu publicznego. Czy uda się to zrobić? Stare przysłowie mówi, że sukces mierzy się liczbą wrogów, więc chyba źle z „Debatą” nie jest.
Łukasz Adamski
Skomentuj
Komentuj jako gość