Waldemar Brenda
Kiedy przystępował do konspiracji, nie ukończył jeszcze 15 roku życia. Gdy miał 24 lata, w celi białostockiego więzienia pisał gryps do Zofii Gliszczyńskiej w Gliwicach, u której wynajmował mieszkanie w chwili aresztowania: „informuję, aby pani wiedziała co za groźny „bandyta” mieszkał u pani – jestem por. „Rekin” z 3 Br[gady] Wileńskiej […]. Odznaczony 3-krotnie Krzyżem Walecznych, 6 razy ranny, byłem d-cą kompanii szturmowej na Białostocczyźnie[…]”.
Kazimierz Chmielowski urodził się w 1925 r. w Żabińcach w Tarnopolskiem. W 1937 r. wraz z rodzicami zamieszkał w Wilnie, gdzie uczęszczał do gimnazjum. Gdy wybuchła wojna światowa i Kresy zostały zajęte przez Sowietów, uczestniczył w zajęciach tajnego nauczania. Podobno już w pierwszych miesiącach sowieckiej okupacji nawiązał kontakt z konspiracją, od 1942 r. pełniąc funkcje łącznika Armii Krajowej. To zaangażowanie w walkę o wolność było szczególnym rysem tamtego, kresowego środowiska młodzieży, które w chwilach dziejowego przełomu wyłoniło z siebie tak wiele nietuzinkowych postaci.
Pisał o tym w swych wspomnieniach inny wileński konspirator, żołnierz Olgierd Christa: „Klasa liczyła około pięćdziesięciu uczniów, z czego połowa zasiliła wkrótce organizacje konspiracyjne oraz nieco później oddziały partyzanckie. Niektórych cechowały predyspozycje pozwalające widzieć ich w przyszłości nawet w roli dowódców lub kierujących zespołami do różnych, nieraz odpowiedzialnych i niosących ryzyko zadań. Niespodziewanie autorami niekiedy głośnych wyczynów, nieraz z tragicznym finałem, stawali się koledzy, których trudno było kojarzyć z działalnością zbrojną. Przykładem może być Kazik Chmielowski, zajmujący jedną z pierwszych ławek w klasie, albowiem nie był imponującego wzrostu. Nie udzielał się w życiu sportowym, nie tryskał inwencją, nie był w szkole zauważalny. W 1943 r. dołączył do oddziału partyzanckiego dowodzonego przez porucznika Gracjana Fróga”.
Oddział Gracjana Fróga „Szczerbca” przyjął wkrótce nazwę 3 Wileńskiej Brygady AK i stał się jedną z najbardziej bojowych jednostek wileńskiej partyzantki. Duża w tym była zasługa jednej z silniejszych osobowości brygady, Romualda Rajsa „Burego”, z którego losem od tej pory ściśle był związany los „Rekina”. Młody partyzant od początku pobytu w brygadzie dał się poznać od jak najlepszej strony. „Już w pierwszej poważniejszej walce wykazał się szczególną odwagą zdobywając ręczny karabin maszynowy, odniósł przy tym pierwszą ranę – wspominał Olgierd Christa. W kwietniu odznaczony został przez komendanta Okręgu Wileńskiego AK Krzyżem Walecznych”.
W rzeczywistości „Rekin” uczestniczył we wszystkich ważnych starciach brygady. W każdym wykazywał się nieprzeciętnym zaangażowaniem, często na ochotnika zgłaszając się do szczególnie trudnych zadań. W styczniu 1944 r. wyróżnił się w bitwie pod Mikuliszkami, dwa miesiące później ochotniczo uczestniczył w niewielkim patrolu, który wysadzając bramę koszar w Nowych Trokach miał dać sygnał do ataku dla całej brygady. Pod koniec kwietnia odniósł rany w walce z niemieckim garnizonem w Jaszunach, po raz kolejny oberwał w boju z litewskim oddziałem służącym Niemcom w miejscowości Pawłowo. Walczył też pod Murowaną Oszmianką i w operacji „Ostra Brama”, której następstwem było opuszczenie Wilna przez wojska niemieckie. Podczas tej trudnej służby ukończył podchorążówkę i został awansowany do stopnia plutonowego. Pełnił też funkcję zastępcy dowódcy 1 kompanii (szturmowej) w 3 brygadzie. Dowódcą tej kompanii był Romuald Rajs „Bury”.
*
Gdy w lipcu 1944 r. sowiecka armia ponownie zajęła Wilno, przez kilka dni jej dowództwo zdawało się tolerować ujawnione oddziały AK. Szybko jednak przystąpiono do represji. W ręce sowieckie wpadł cały sztab Okręgu Wileńskiego AK i znaczna część partyzantów. NKWD aresztowało także Kazimierza Chmielowskiego, który w tym czasie przebywał w wileńskim szpitalu, gdzie leczył rany odniesione w walkach o miasto. Trafił do Kaługi pod Moskwą. Wiosną 1945 r. uciekł z obozu w Kałudze, podobno w mundurze sowieckiego strażnika, zabitego podczas przedzierania się na wolność.
Początkowo trafił do Wilna, nie zastał tam jednak nikogo ze swoich bliskich ani kolegów. Wyruszył więc do Białegostoku, przekraczając nową granicę, tzw. Linię Curzona sowieckim transportem kolejowym! Kolejna cecha charakteru Chmielowskiego, będąca dowodem już chyba nie tylko odwagi, ale wręcz brawury tego młodego człowieka: w Białymstoku „Rekin” spotkał byłego dowódcę kompanii szturmowej z okresu wileńskiego, który w tym czasie ukrywał swoją przeszłość służąc w… Ludowym Wojsku Polskim. Dołączył do niego, a wkrótce obydwaj wraz z całym plutonem LWP poszli do… lasu, gdzie podporządkowali się majorowi Zygmuntowi Szendzielarzowi „Łupaszce” - dowódcy odtwarzanej na Białostocczyźnie 5 Wileńskiej Brygady AK.
Przez pewien czas dowodził plutonem w II szwadronie brygady, dowodzonym przez „Burego”. Gdy we wrześniu 1945 r. zapadła decyzja o demobilizacji, „Bury” nawiązał kontakt z białostockimi strukturami Narodowego Zjednoczenia Wojskowego i w ramach tej organizacji postanowił kontynuować walkę zbrojną. Nie u wszystkich podwładnych znalazł zrozumienie. W niewyjaśnionych bliżej okolicznościach „Rekin” próbował popełnić samobójstwo. Czy powodem była zmiana barw organizacyjnych? Czy raczej konflikt „Burego” z żołnierzem szwadronu J. Bandzo „Jastrzębiem”? Sam Chmielowski zeznawał później o tym epizodzie: „Jesienią 1945 r. przeszedłem do organizacji NZW wraz z „Burym” i innymi. Ja i „Jastrząb” zwróciliśmy się […] o wyjaśnienie sytuacji politycznej”. Wezwany przez dowódcę „Jastrząb” po chwili „wypadł z kwatery bez pasa i broni krzycząc: „Kazik, chcą mnie zastrzelić”. Jak się później wyjaśniło, „Jastrząb” skrytykował dowództwo i za to też chcieli go rozstrzelać. […]Widząc błędy polityki oraz pewne błędy powstałe w naszym oddziale usiłuję popełnić samobójstwo, jednak w ostatniej chwili „Wiarus” [Włodzimierz Jurasow – partyzant pamiętający czasy wileńskie] uniemożliwił mi to[podbijając rękę z bronią]. Później, po odprawie, nieporozumienia zostają w pewnym stopniu zażegnane.” A więc Chmielowskiego, niezwykle dzielnego partyzanta, bezwzględnie zaangażowanego w sprawę walki o niepodległość, jednocześnie trudno uznać za ślepo wiernego wobec swego dowódcy. Potrafił krytycznie oceniać jego postawę, ale jako człowiek łączący lojalność z honorem wyjścia z sytuacji szukał w samobójstwie! Był to impuls, który jednak sporo mówi o naszym bohaterze.
*
Władze Okręgu Białystok NZW doceniły zalety „Rekina”. W październiku 1945 r. został mianowany dowódcą okręgowego patrolu Pogotowia Akcji Specjalnej. Krótko przebywał na urlopie w Wydminach k. Giżycka, gdzie po wojnie osiedliła się jego rodzina. Po powrocie stanął na czele silnego oddziału partyzanckiego (oddział okręgowy PAS), który na przełomie 1945/1946 r. rozpoczął wzmożoną działalność bojową. W początkach roku dowództwo nad oddziałem (nazywanym 3 Wileńską Brygadą NZW) objął Romuald Rajs „Bury”. „Rekin” nadal odgrywał w nim ważną rolę zastępcy, niewystarczającą jednak, by odwieźć swego dowódcę od błędnych decyzji. Należała do nich pacyfikacja sześciu białoruskich wiosek, z których wcześniej ostrzelano brygadę. Czy Chmielowski w niej uczestniczył? Nie do końca wiadomo, choć z drugiej strony, już po aresztowaniu, podobno zwierzał się w celi jednemu ze współwięźniów, że w spacyfikowanych wioskach „byli sami Białorusini i złowrogo byli nastawieni do organizacji podziemnych. […] tam trzeba było nie tylko spalić sześć [wiosek], ale wypalić całą okolicę”. Jednak w innym wypadku namawiał „Burego”, aby nie likwidować 28 białoruskich furmanów, niestety odwołanie rozkazu nastąpiło zbyt późno.
Zintensyfikowana działalność zbrojna 3 Wileńskiej Brygady NZW wywołała na Białostocczyźnie wielką przeciwpartyzancką operację sił komunistycznych. Rozbudowany do stu kilkudziesięciu ludzi oddział „Burego” musiał zniknąć z zagrożonego terenu. W połowie lutego 1946 r. zapadła decyzja o przemieszczeniu brygady, której towarzyszyły 24 wozy taboru (!) na Mazury. Tam nikt się nie spodziewał tak dużej formacji. Wprawdzie „Bury” nie dysponował odpowiednimi mapami, które umożliwiałyby rozpoznanie terenu, ale przecież kilka miesięcy wcześniej „Rekin” przebywał w pobliżu Giżycka u rodziny. I właśnie te strony stały się celem dyslokacji. W nocy z 14 na 15 lutego 1946 r. pluton dowodzony przez K. Chmielowskiego opanował Wydminy. Posterunek MO w ogóle nie reagował na obecność oddziału. „Rekin” spotkał się z rodziną, zebrał też informację o sytuacji w okolicy. Po opuszczeniu Wydmin dołączył do głównych sił rozlokowanych w Jurkowie. Nazajutrz „Rekin” w jednym z domów trafił na kilku partyjnych funkcjonariuszy z Węgorzewa. Udając sowieckiego majora odebrał od nich informacje o miejscowych agentach, po czym zostali zlikwidowani. Po upływie doby brygada udała się w kierunku Orłowa. Tam 16 lutego partyzanci zostali zaatakowani przez sowieckie i polskie siły bezpieczeństwa. „Rekin” wraz ze swymi ludźmi najszybciej wyrwał się ze stanu zaskoczenia i powstrzymał bezpośrednie uderzenie wojska. Uniemożliwił w ten sposób całkowite okrążenie brygady. Następnie zebrał rozproszonych partyzantów i bezpiecznie przeprowadził ich na Białostocczyznę. Tam doszło do spotkania z pozostałymi siłami brygady, które wydostały się z kotła koło Orłowa. Historyk brygady, Jerzy Kułak, uważa że oddział został uratowany właśnie dzięki postawie „Rekina”. Zresztą w 1946 r. jeszcze raz trafił on na Mazury, tym razem z kilkuosobowym patrolem, który jednak został rozbity, a „Rekin” z kolegą ledwo uszli z życiem. Wtedy też postanowił wycofać się z działalności konspiracyjnej.
Zanim jednak doszło do tego wydarzenia, K. Chmielowski przez kilka miesięcy uczestniczył w działalności partyzanckiej NZW na Białostocczyźnie, w Lubelskiem i na Mazowszu. W 1947 r. ujawnił się w ramach akcji amnestyjnej. W tym czasie już studiował na Politechnice Śląskiej. Działał w Akademickim Związku Sportowym. Wyjeżdżał do Berlina. Odbywał praktyki studenckie na okręcie podwodnym w Gdyni! Zaczęło mu się układać w życiu.
*
Nieszczęście przyszło z zaskoczenia. 3 grudnia 1948 r. Kazimierz Chmielowski został zaproszony na spotkanie z przedstawicielem władz oświatowych w celu omówienia działalności AZS. W rzeczywistości spotkanie zostało zaaranżowane przez władze bezpieczeństwa, poinformowane o miejscu pobytu „Rekina” dzięki zeznaniom wcześniej aresztowanego Romualda Rajsa. Wkrótce po spotkaniu Chmielowski został zatrzymany i odwieziony do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie, a następnie do Białegostoku. W czasie śledztwa zachował godną postawę. Jak zauważa Jerzy Kułak, w obszernych zeznaniach Chmielowskiego trudno znaleźć informacje, które ułatwiłyby bezpiece kontynuacje wsypy. Więcej informacji czerpano od agenta, umieszczonego z „Rekinem” w jednej celi. Przechwytywano listy pisane do rodziny, narzeczonej i znajomych. W ten sposób osaczony nie miał szans na ujście z życiem. Sądzony wraz ze swym byłym dowódcą, ostatecznie został skazany na śmierć. Wyrok wykonano 1 czerwca 1950 r.
Zachował się list pisany przez „Rekina” w celi białostockiego więzienia. Adresatką była narzeczona: „Wiem, że Twoja Rodzina nie „entuzjazmuje” się partyzanckimi bojami, nie zna ich i nie rozumie. Ale (…)chcę byś wierzyła w moje słowa(…), jeżeli nawet zginę – to zginę za to, w co święcie wierzyłem i nie zasługuję na miano „bandyty” – takich było tysiące, szliśmy w krwawym boju żołnierskim znacząc nasz bojowy szlak cichymi mogiłami, koszlawymi krzyżami partyzanckimi, nie walcząc o krzyże i dobra materialne, lecz ginąc z wiarą w nasz święty cel”
Waldemar Brenda
Skomentuj
Komentuj jako gość